Śmierć w dżungli

– Był u nas kiedyś taki jeden. Adrien miał na imię…

Bierzemy po łyku lokalnego samogonu.

– Salut!

– Na zdrowie!

Grzdyl kukurydziano-trzcinowego bimbru, pędzonego w beczce za domem o mocy ok 70% spływa powoli po ściankach przełyku. Drażni gardło, oczy zaczynają łzawić, twarz wykręca się w grymasie. To boli! Popijam wodą z kwaśną mandaryną.

– No i… co z nim? – pytam kaszląc.

– A to taki uduchowiony, oświecony czy coś. Poszedł medytować w góry. Tam do dżungli. Nago. Wprowadzał się w jakiś trans i siedział tak ze dwa dni w tych haszczach.

– Odważny!

– Nie odważny, tylko głupi!

– Głupi? – plastikowy kubeczek i mini filiżaneczką stukają się ponownie – Salut!

– Wrócił cały pogryziony, w bąblach, z gorączką! Miał kilka torselos w sobie, a tego się łatwo nie pozbędziesz, jak już się zalęgnie larwa! Pokąsany przez mrówki, muszki, osy i cholera wie co jeszcze. Dobrze, że tam nie zdechł, ani go żaden terciopelo nie użarł! Te węże mogą zabić!

– Zginął tu ktoś w dolinie od tego terciopelo?

– Nie. One są aktywne nocą. A nocą się tu nie łazi. Za dnia możesz ewentualnie na niego nadepnąć gdzieś w trawie, no ale przecież nikt tu nie chodzi w klapkach, a jeden cios maczetą załatwia sprawę… Salut!

– Salut!

19.03

No i właśnie tutaj dochodzę do sedna sprawy. Spędziłem trochę czasu w górach, pośród Ticos, którzy każdego dnia przed świtem udają się konno (lub pieszo) w stronę swoich włości. Łażą tam po tych polach trzcinowych czy bananowych, doją te swoje krowy, karmią świnie, zbierają fasolę czy inne plony. A wszędzie dookoła jest dżungla.

A dżungla, to nie tylko kolorowe motylki, zielone żabki drzewne, piękne papużki, tukany i najwspanialsze kwiaty. Dżungla to przede wszystkim setki tysięcy insektów, które nie wiedzieć czemu chcą cię pożreć, zagryźć, ukąsić, uszczypnąć, skubnąć, ukłuć, a jakby były większe to pewnie chciałyby cię zerżnąć! A wiesz co jest najgorsze? Że im się to udaje! Nie ma dnia, żeby coś cie nie ukąsiło. Najwięksi przeciwnicy to mrówki i taki małe muszki. Ukąszenia mrówek bolą i słabo się goją. Po muszkach zostaje czerwony, mocno swędzący placek. Komary to pikuś – powolne, widoczne, niegroźne – można powiedzieć ułomne.

Świeżego turystę poznać na odległość. Po pierwsze jest on blady lub różowy. Po drugie, jest cały pogryziony. Szczególnie na nogach. Tak, te muszki mają jakąś wrodzoną turbo inteligencję. Nie ukąszą cię w ramię czy w udo. Najbardziej lubią okolice stawu skokowego i łokci. Tam gdzie skóra jest najcieńsza. Zazwyczaj jak już poczujesz, że coś cię gryzie, jest po ptakach. Będzie swędziało. Deal with it!

Do tego w dżungli dochodzą rośliny, które co chwilę zostawiają na Twoim ciele i garderobie przeróżne nasionka. Doskonały sposób na rozprzestrzenianie się gatunków (biologia się kłania). Jedne są lepkie, inne mają haczyki, a inne spadają ci na głowę i wplątują się we włosy. Występują też miksy, np. lepkie z haczykiem we włosach. Także wracając z dżungli jesteś cały oblepiony różnymi dziwnymi częściami roślin. Cały! Tak już jest i kropka. Deal with it nr 2.

Jakby tego było mało są jeszcze: pajęczyny na twarzy, trawa po pachy, w której nie wiadomo co siedzi i strumienie przez które trzeba jakoś przebrnąć. A jak jeszcze jest pora deszczowa, to spodziewaj się w każdym momencie turbo prysznica z nieba, błota po kostki w 3 minuty oraz pojawiających się znikąd quebrad (rzeczek/strumieni). Deal with it nr 3.

No to w czym chodzą lokalersi do dżungli? I w ogóle po dworze? Bynajmniej nie chodzą w japonkach, sandałkach i koszulkach na ramiączkach. Na podstawie obserwacji codziennych, sporządziłem listę czterech rzeczy niezbędnych w dżungli i jej okolicy. Są to… No właśnie, jak myślisz? W co wyposażony jest typowy kostarykańczyk , który dzień w dzień, w ponad 30stopniowym upale, prażącym słońcu lub ulewnym deszczu przemierza te pozornie niedostępne tereny? W jutrzejszym poście przedstawię moją wizję czterech najbardziej potrzebnych rzeczy w tutejszej dżungli!

Żebyś nie musiał szukać to tutaj kontynuacja od razu na tacy podana jak w wypasionej restauracji:
https://tropikalnyryzykfizyk.wordpress.com/2015/03/20/z-maczeta-jej-do-twarzy/

Bookmark the permalink.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *