Kultura Fizyczna

Kultura fizyczna według Słownika Języka Polskiego PWN to «dziedzina obejmująca naukę o wychowaniu fizycznym, sport, higienę osobistą oraz racjonalną organizację czynnego wypoczynku».

W 2005 roku wręczono mi tytuł magistra na Wydziału Wychowania Fizycznego i Fizjoterapii w Opolu, a wybór tego kierunku studiów był dla mnie tak naturalny jak trzymanie ryb w akwarium. Zacznijmy od tego, że zacząłem chodzić gdy skończyłem zaledwie 8 miesięcy. Później poszło już z górki. Aktywność fizyczna zawsze sprawiała mi ogromną radość, nawet teraz w wieku 40 lat z przyjemnością biegam, skaczę, pływam i wykonuje przeróżne ewolucje ze staniem na rękach włącznie – ale o tym później. Za dzieciaka telewizję oglądałem stojąc na głowie. Na wszystkich zdjęciach klasowych ze szkoły podstawowej jestem zziajany i czerwony, bo przerwy między lekcjami służyły generalnemu wybieganiu się, pomiędzy 45 minutowymi sesjami siedzenia w bezruchu. W dzisiejszych czasach nazywają to ADHD i leczą, ale w latach 80-tych ubiegłego stulecia (zawsze to chciałem napisać), mówiono o takich jak ja “ma predyspozycje sportowe”. Także w wieku lat 7 trenowałem już szermierkę, chodziłem na rękach, jeździłem na łyżwach, pływałem bez żadnego strachu, byłem nie do zatrzymania. Piłki wszelakie były moimi nieodłącznymi kompanami, grałem we wszystkie możliwe sporty z ich użyciem na poziomie ponad przeciętnym. Zawsze byłem w pierwszej trójce najszybszych biegaczy, rzucaczy, łapaczy czy cokolwiek tam trzeba było zrobić na lekcji WF’u. Naturalnym było, że byłem wybierany przez nauczycieli do reprezentowania SP14 na arenie międzyszkolnej. Tak było i “sport” towarzyszył mi ciągle.

Nigdy nie zamknąłem się w jednym jedynym sporcie ostatecznie. Zawsze jarał mnie rozwój w wielu dziedzinach. Potrafiłem grać rano w tenisa, a popołudniu rozgrywać mecz w koszykówkę. Innego dnia pobijałem swój rekord przepłynięcia 50m pod wodą na jednym oddechu, aby popołudniem przebiec półmaraton. Potrafiłem spędzać całe dnie na rowerze (który nota bene stał się w ostatnich latach w przed wyjazdem stał się moim podstawowym środkiem transportu – pozbyłem się auta na rzecz moich dwóch jednośladów). Wybierz co chcesz: narty, kajaki, hokej, tenis ziemny czy stołowy, piłka nożna, koszykówka… Generalnie chodziło o to, że jakakolwiek dyscyplina czy innych ruch prosty lub bardziej złożony wymagający skoordynowania i użycia go w grze sportowej były dla mnie najznakomitszymi momentami życia. Zawsze!

Mój pierwszy półmaraton w Krakowie – Półmaraton Marzanny. Przygoda z bieganiem zaczęła się u mnie po kontuzji kolana w 2012r. Nie mogłem grać w sporty więc zacząłem biegać. Robię to do dziś i nie przestanę nigdy!

Wtedy nie były to po prostu wyzwania i nauka nowych ruchów – ale dosoknale spędzony czas, zabawa, fun, momenty pełne radości i niesamowitych emocji. Nic innego się w tym momencie nie liczyło, było tylko TU i TERAZ! O co więc zatem chodzi? Czym jest ta naturalna radość jaka towarzyszy nam – ludziom – w momencie wykonywania aktywności fizycznej? Ruchu! Ruchu bardzo szeroko pojętego, ruchu jako przemieszczania się w przestrzeni i naturze, ruchu jako możliwości wykonywania danego zadania własnym ciałem, precyzji ruchu kończyn, dokładności, mobilności, szybkości, siły? Otóż, według mnie, jest to nieodłączny element naszego życia. Kropka. Gdy się ruszam – Żyję! Moje ciało to Ja! Nie on, nie ona, nie jakiś koleś z kolorowego magazynu, czy panienka z Instagrama. To ja, Kuba. Prawda jest taka, że jeśli zaniedbujesz swoje ciało, i jego możliwości to znaczy, że straciłeś do siebie szacunek. Jeśli troszczysz się o inne rzeczy bardziej niż o własne ciało, to jesteś na równi pochyłej ku miernej starości.

Spływ po rzece Trinity – Kalifornia. Cudowna forma ruchu i obcowanie z naturą. Za każdym razem wybieram ruch na świeżym powietrzu nad zamkniętymi przestrzeniami.

Mówią, że jesteś tak stary, jak stary jest Twój kręgosłup i jest w tym powiedzeniu wiele prawdy. Ile razy widziałeś starszą osobę, która gdy chciała zobaczyć coś z boku, musiała przestawić całe swoje ciało za pomocą nóg w tym kierunku, ponieważ zabrakło już mobilności w odcinku szyjnym kręgosłupa aby popatrzeć w danym kierunku przekrzywiając jedynie głowę. Ten taki charakterystyczny ruch odwrócenia korpusu jak robot. Nie mówię już nawet o podnoszeniu przedmiotów z podłogi, bóli lędźwiowych, wszelkich przykurczy, braków mobilności w stawach kończyn. Najgorsze jest to, że tego typu ułomności dotykają coraz młodszych. Do tego dochodzi otyłość (i związane z nią cukrzyce, zawały, udar, niewydolności hormonalne i inne) i mamy osoby wieku lat 40-tu, z możliwościami ruchowymi 60-cio latków.

Tai Chi w parku w Hongkongu, 7:12 rano. Niesamowita ilość

Swojego czasu mieszkałem we wsi w Kostaryce. Codziennie rano señor Roger (86 l., 163cm wzrostu w kapeluszu, 55kg max), szedł w góry na swoją posesję i po kilku godzinach wracał z całym snopem trzciny cukrowej na plecach. Właściwie prawie na głowie. Generalnie miał on snop świeżej trzciny cukrowej zarzuconej na ramię/głowę/plecy, a koniec tych trzcin ciągnął się za nim dobre 3m. Jeśli nie miałeś do czynienia ze świeżą trzciną cukrową to wiedz, że są to dość grube badyle, przynajmniej calowej średnicy i wypełnione sokiem po brzegi. Jest to ciężkie. Jak cholera. Zapytałem raz Rogera (tak na marginesie to po hiszpańsku Roger wymawia się Roher, a nie jak po angielsku Rodżer), dlaczego on to robi w ten sposób? Czemu nie weźmie konia? Albo czemu jeden z jego synów (a ma ich chyba ze 4 we wsi plus każdy ma już synów), mu w tym nie pomoże? Roger nie jest zbytnio gadatliwy, wzruszył jedynie ramionami i widziałem, że nie bardzo rozumie moje pytanie, w końcu odpowiedział coś w stylu: “Póki mogę chodzić, będę to robił, dzięki temu wiem, że żyję, jestem wdzięczny, że nadal mogę iść w góry, ściąć tę trzcinę i znieść ją na dół, to jest element naszego życia, cięższe rzeczy robią moi synowie i wnukowie”. Na serio widziałem go codziennie przechodzącego rano do góry i wczesnym popołudniem w dół, często nie było go widać zza tej trzciny. Tylko te kalosze i nogi, część korpusu, maczeta u pasa i wielki zielony snop jak czupryna jakiegoś demonicznego potwora rodem z Mangi.

To było dobre wyjście w góry! Pamiętam, że było gorąco jak pierun! Buty skradziono mi później z ganku i nie mogłem przez jakiś czas biegać. Wiele razy gdy odczuwam ogromną potrzebę ruchu i nie mam możliwości ani czasu idę na wielogodzinny “spacer”.

Roger nie był jedynym tego typu przykładem, leciwych kolesi w formie. Roberto, który był torreadorem za młodu, w wieku lat 66 trzaska pistolety (przysiady na jednej nodze). Mogę tak bez końca. To bardzo ciekawe, bo w naszym rozwiniętym, zachodnim świecie ludzie w wieku lat 60-ciu kilku, już raczej nie są zbyt aktywni fizycznie. My siedzimy. Siedzimy non stop. Do tego na krzesłach. Upośledzamy swoje ciała przez całe życie brakiem ruchu (lub złym ruchem), a jak już nam powiedzą, że się naoszczędzaliśmy i możemy przejść na naszą ukochaną emeryturę to ciało odmawia posłuszeństwa i… siedzimy dalej, ale już bezpieczniej, bo pod opieką doktora, który teraz za pomocą swojego magicznego długopisu naprawi całe 45 lat siedzenia i brak ruchu jak Harry Potter. Tak, oni doskonale wiedzą jak to robić, same okazy zdrowia i przecież skończyli studia, to muszą wiedzieć, która tabletka leczy otyłość, a która brak mobilności w stawie biodrowym, a poza tym to “w tym wieku, to już tak jest“.

Gówno prawda!

Będąc w podróży przez ostatnie 6 lat, utrzymywanie wysokiego poziomu aktywności nie zawsze przychodziło mi łatwo. Były wzloty i były dni mizerne, czasami nawet tygodnie. Żyjąc bliżej natury ruszałem się bardziej spontanicznie, utylitarnie, a w związku z tym uważam, że trochę niedostatecznie jak na moje potrzeby.

Wyspa Lombok – Indonezja. Uwierz mi, że można zmęczyć się bez ciężarów, siłowni, bieżni, butów czy czegokolwiek tam potrzebujesz. Jedyne co potrzeba to chęci.

W tej części mojego bloga będę umieszczał wszelkiego rodzaju wyzwania, których się podejmuję osobiście, moje aktualne rutyny treningowe oraz przemyślenia na temat szeroko pojętej kultury fizycznej. Robię to z dwóch powodów: motywacji dla samego siebie oraz inspiracji dla Ciebie. Jeśli oboje wyciągniemy z tego trochę pozytywów oboje będziemy w sytuacji “win-win”. Nie ma tu miejsca na porażki. Zauważyłem, że ilekroć dzielę się z kimś moimi osiągnięciami lub przemyśleniami treningowymi, rozmowa kwitnie niczym kwietnik babci Zosi na wiosnę, a skowronki ćwierkają nam nad głowami… no tu mnie trochę poniosło. Prawda jest taka, że łatwiej jest nam znaleźć wymówkę aby nie ćwiczyć, niż motywację aby ćwiczyć, bo albo pada, albo zaraz będzie ciemno, albo że siłka za daleko, a rower ma mało powietrza i chyba spodenki są brudne. Tak jest, ciągle marudzimy i szukamy wymówek. I wierz mi, w podróży miałem to non stop. Praktycznie nie miałem dostępu do siłki, bieganie tylko po górach jest wyczerpujące (do tego skradziono mi buty), jest za gorąco, wszyscy się na mnie gapią itd. Już nawet nie chce mi się wymyślać wszystkich powodów, jakie wytwarzałem sobie w głowie. Zawsze jednak udawało mi się zmotywować i ćwiczyć mimo ciągle zmieniającego się otoczenia, miejsca. Doszedłem do takiej wprawy w wynajdywaniu parków i przyrządów, że teraz pierwszego dnia gdy pojawiam się w nowej lokalizacji od razu szukam belek lub poręczy do podciągania, murków do skoków, kamieni zastępujących jakiś ciężar oraz wszelkiego rodzaju dziwnych miejsc i stanowisk, które mogę zaadoptować na potrzeby zaspokojenia RUCHU i nie marudzić, że nie ma siłki czy bieżni albo basenu. Brak warunków idealnych, przestał stanowić dla mnie jakikolwiek problem. Moim sprzętem przenośnym są: skakanka, gumy, mata, buty do biegania, rękawiczki do podciągania oraz piłka do kosza. Stawianie sobie wyzwań w każdym możliwym miejscu stało się moim uzależnieniem.

W Hongkongu o świcie. Byłem w szoku jak wiele osób ćwiczyło codziennie rano zanim zrobi się gorąco. W krajach tropikalnych czasami to jedyne wyjście. Zaskoczyła mnie również forma ćwiczeń, jakie wykonywały osoby w podeszłym wieku. Była to dla mnie niesamowita dawka motywacji.

I to właśnie będzie przestrzeń do zapisania tych wszelkich inspiracji. Motywujmy się razem, zapraszam Cię do komentowania i uczestniczenia w wyzwaniach, które będę tu opisywał. Nie bądź starym dziadem/starą babą* (*niepotrzebne skreślić). Ruszaj się bo dzięki temu będziesz bardziej szczęśliwy i przede wszystkim zdrowszy.

Wyzwanie – Skakanka 30 dni

Skakanka. Każdy ją zna, ale powiedz mi kiedy ostatni raz skakałeś/aś? Ten kawałek plastikowej linki jeździ ze mną od 6 lat...

WYZWANIE – Podciągnięcia

Do dwóch razy więcej podciągnięć w jednej serii! Czujesz to? Zakończyłem z pełnym sukcesem – obiecane  150% normy zostało uzyskane bez większego problemu.

previous arrow
next arrow
Slider

Jeśli masz jakiekolwiek pomysły, inspiracje lub wyzwania, wal śmiało w komentarzach lub skontaktuj przez zakładkę KONTAKT.

Ze sportowym pozdrowieniem, Kuba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *